Rebe i artysta

Zawsze wiedziałem, że Rebe wspierał sztukę i wiele razy wyrażał swe przekonanie, że dar talentu artystycznego jest na najwyższym poziomie.  Dobrze wiadomo, że będąc młodym człowiekiem, Rebe spędził kilka lat we Francji, gdzie studiował inżynierię na Sorbonie i często wyobrażam sobie,że od czasu do czasu mogł odwiedzać wspaniały Luwr i inne muzea, jak robili to inni rabini w tamtych czasach.


Gdy Instytut Sztuki Crown Heights (Crown Heights Art Institute) nazywany Galerią Chai (Chai Gellery) otwarty został w Crown Heights, Rebe osobiście wystawił czek na 10 000 USD, aby pomóc w pokryciu kosztów.  Rebe ustalił, że galeria ma być wykorzystana na wykłady na temat sztuki i wyznaczył Henocha Liebermana, jednego z najbardziej utalentowanych artystów chasydzkich tego wieku, aby prowadził wykłady zarówno dla mężczyzn jak i dla kobiet.
Rebe spotykał się z setkami przywódców światowych i z wieloma utalentownymi ludźmi z różnych kręgów– wśród nich ze słynnym rzeźbiarzem Jacguesem Lipshitzem, twórcą sztuki kinetycznej, z Yakovem Agamem i z niezwykłym artystą z Hebronu, Baruchem Nachshonem.
Pierwsze spotkaniamichaek i josefa shwartzman
Moja znajomość z Rebe zaczęła się gdy miałem 15 lat.  Miałem wtedy zaszczyt odwiedzania Rebe w jego gabinecie przy 770 Eastern Parkway dwa razy w miesiącu, aby zapoznać się z jego zaleceniami dotyczącymi ilustrowania „Talks and Tales” - miesięcznika dla dzieci, przez niego samego zapoczątkowanego.
Rebe był wtedy sekretarzem swego teścia, ówczesnego Lubawiczer Rebe, R. Yosefa Yitzchoka Schneersohna, który powierzył mu odpowiedzialność nad publikacjami Lubawicz.  Pod jego dynamicznym przewodnictwem Merkos L'Injonej Chinuch stał się największym i najdynamiczniejszym wydawnictwem żydowskich książek i periodyków, trafiając do Żydów na całym świecie.
Rebe pragnął wprowadzić nowy element w „Talks and Tales – ilustrowaną stronę z 5 czy 6 elementami, mało znanymi faktami dotyczącymi żydowskich zwyczajów i legend, co dodałoby pismu nowego wymiaru.  Rebe pragnął, by ten element był czymś na co dzieci będą z niecierpliwością oczekiwać z numeru na numer. Miało się nazywać „Kącik osobliwości”
Początkowo wszystkie pomysły R. Schneersona przekazywane były przez jego sekretarza R. Nissama Mindela.  Już na samym początku jednak R. Mindel powiedział mi: „Posłuchaj, dlaczego mam wchodzić pomiędzy was, dostawać informacje od R. Schneerona, przekazywać je tobie, potem ty narysujesz odpowiednie szkice na podstawie tych informacji, ja przyniosę je do R. Schneerosna prosząc o krytykę, potem przekażę jego uwagi i korekty tobie, aby powstało końcowe dzieło sztuki?  Sensowniejsze wydaje się przedstawienie cię R. Schneersonowi, abyś kontaktował się bezpośrednio z nim samym.”  I tak się stało.
Jako piętnastoletni młodzieniec bardzo podekscytowany byłem takim bezpośrednim spotkaniem z tym wielkim nauczycielem, zięciem poprzedniego Lubawiczer Rebe, R. Josepha Isaaca Schneersohna.
R. Nissan Mindel pospieszył mnie d biura R. Schneersona, który stał przy swoim ogromnym księgozbiorze i czytał, pogrążony w myślach.  Staliśmy tam aż do chwili, gdy częściowo zwrócił się do mnie, uśmiechając się i prawą ręką zasygnalizował, bym usiadł.
Nigdy nie zapomnę tej wspaniałej sceny, jego błyszczących niebieskich oczu i zapraszającego uśmiechu... bez wymówienie choćby jednego słowa.  Pewien jestem, że zbyt młody byłem, by w pełni docenić znaczenie tej chwili, że byłem zaproszony przez człowieka, który później miał się stać największym ze wszystkich Rebe, by wykonać pod jego nadzorem jedne z najwcześniejszych interpretacji rysunkowych judaizmu dla książek dla dzieci Lubawicz.
Pamiętam, że podziękował mi za przybycie i wspomniał, że zadowolony jest z mojej pracy.  Omówił swoje pragnienie stworzenia nowych programów dla dzieci, do których miał nadzieję zrobię ilustracje.
Ilustracja ,w opinii Rebe, była najważniejszym czynnikiem przy tłumaczeniu dzieciom wizualnej istoty słowa pisanego.  Poprzez obrazki, które miały towarzyszyć tekstowi, dzieciom łatwiej byłoby się odnieść do informacji, którą przekazywał tekst.
Był zdecydowanie za tym, by stworzyć te prace w żydowskim angielskim.  Skoro jednak teksty miały się od siebie różnić, wymagać musiały innych ilustracji.  Jak to zrozumiałem, Rebe uważał, że jeśli dziecko nie umiałoby czytać w jidysz, poprosiłoby rodziców lub nauczycieli, aby mu przeczytali i wyjaśnili, czego dotyczą obrazki.
Opisując tę zależność, Rebe powiedział: „powinno to wyglądać jak Ripley – Es zol ojs-zeen wi Ripley.”  Bardzo mnie tym zaskoczył.
Przez wiele lat w wielu gazetach w kraju drukowany był kwadrat o wymiarach mniej więcej 10 X 10 cm, w którym znajdowała się praca Roberta Ripleya, zatytułowana „Trudno w to uwierzyć”, teraz osobna publikacja Hearsta.  Rebe poprosił mnie, by nasza kolumna była w stylu Ripleya.
Przy innej okazji Rebe poprosił mnie o stworzenie wiarygodnej postaci, o której przygodach  można by było pisać.  Tym razem zasugerował że format i wygląd miał być „jak Dick Tracy!”
Stworzyłem obrazki, ale wraz z upływem czasu zupełnie zapomniałem jak wyglądał bohater.  Pamiętałem tylko wyraźnie, że Rebe chciał coś, co „wyglądałoby jak Dick Tracy” Słyszałem wciąż jego słowa: „Es zul ojs-zeen wi Dick Tracy.”.
W końcu, pewnego dnia po 40 latach, zatrzymałem się przy księgarni Lubawicz na Eastern Parkway i Kingston Avenue i, proszę bardzo, pokazano mi książkę, w której znajdował się, w komiksowym formacie, bohater nazywany „Pee-Wee Meyers”.  Była to historia o żydowskiej gwieździe bejsbolu.  Było to w czasach wojny, gdy Brooklyn Dodgers mieli prawdziwą gwiazdę o imieniu „Pee Wee” Reese.
Z pewnością to było właśnie to.  Rysunek stworzony był w charakterze najpopularniejszego komiksu  tamtych czasów, Dicka Tracy'ego.
Każdy fragment omawiany był najpierw z Rebe – to on miał największy wkład – po czym ja pisałem scenariusz, klatka po klatce i przygotowywałem szkice scen w ołówku z dymkami na tekst.  Rebe dokładnie zapoznawał się z każda sceną i dopiero po jego korekcie i ostatecznym zaakceptowaniu stwarzałem końcowy rysunek, który następnie szedł do drukarni.
Logo Merkos
W 1944 roku poproszono mnie o zaprojektowanie logo dla wydawnictwa Rebe „Merkos L'Injonej Chinuch” - Centrum Materiałów Edukacyjnych i Wydawnictw.
Przygotowałem szkic, na którym widać było kulę ziemską podzieloną na dwie części nad którymi górowały Tablice z dziesięciorgiem Przykazań.  Wokół projektu pojawiały się litery hebrajskie i angielskie w nowoczesnej czcionce, którą Rebe zawsze preferował.  Cały projekt był na  tamte czasy awangardowy, ponieważ wszystkie znaki żydowskich i innych instytucji były bogato zdobione francuskimi i staroangielskimi elementami.  Rebe zawsze popierał nowoczesne trendy w projektowaniu i publikowaniu, podobnie jak najbardziej najważniejsci wydawcy tamtych czasów.
Gdy przedstawiłem nowy projekt Merkos, jego komentarz  był pozytywny w kwestii kształtu i zaprojektowania.  Ogólnie powiedział jednak że Luchot, Tablice, nie powinny być zwieńczone półokrągłymi kopułami.  Prawidłowe przedstawienie to były dwa pionowo ustawione prostokąty, w proporcji 1:1.5, płaskie na górze i na dole.
Znany półkolisty wierzchołek wprowadzony został przez Rzymian, co wywodziło się z ich stylu architektonicznego, najpopularniejszego w czasach zburzenia Jerozolimy i Świątyni.  Pragnienie Rzymian, by pozbyć się wszystkiego co żydowskie dotyczyło nawet kształtu większości naszych świętych symboli.
Od tamtej chwili nigdy nie rysowałem „Dziesięciorga Przykazań” w „rzymskim” kształcie.  Zawsze bardzo pragnąłem, by żydowscy artyści i architekci synagog i świątyń zdali sobie sprawę z tego, że kontynuacja tego błędu jest nie do przyjęcia, niezależnie od tego jak zakorzeniony jest on w naszej tradycji.
Mapa Eksodusu
Pewnego niedzielnego wieczoru w sierpniu (1994) zatelefonował do mnie rabin, który powiedział, że pisze książkę na temat wyjścia Izraelitów z Egiptu.  Dużą część swoich badań prowadził w bibliotece Rebe przy 770 Eastern Parkway i natknął się na problem.
"Jak mogę więc pomóc?” zapytałem. „Badania nad Eksodusem nie są dokładnie moją dziedziną.”
"Tak” odpowiedział, „oprócz tego, że robiąc swoje badania nad trasą jaką szli Żydzi, by dostać się z pustyni do Kanaanu, natknąłem się na mapę, którą pokazuje drogę kierującą się na północ  wybrzeżem aż do Aszkelonu, a potem na wschód do Ziemi Świętej.”
"Nadal jednak nie rozumiem gdzie ja pojawiam się w tym scenariuszu”?
"Na dole mapy znajduje się pański podpis, „Michel” i data „1943”.
"Rzeczywiście” powiedziałem. „Pamiętam, że narysowałem kilka map i tabel dla Rebe.  Trasa wyjścia z Egiptu była jedną z nich.”
"Ale” powiedział, „problem polega na tym, że we wszystkich książkach na ten temat Izraelici przeszli zupełnie inną drogą.  Prawie już zakończyłem swoją pracę i teraz nagle natknąłem się na Pańską mapę.”
Bardzo mi było szkoda tego pisarza, ale powiedzieć mu mogłem tylko tyle: „Ma Pan problem i rozumiem Pana rozterkę.  Tabela Eksodusu była jednym z moich najwcześniejszych doświadczeń z Rebe i w tamtych dniach rysowałem dokładnie tak jak powiedział mi Rebe.  Nie jestem autorytetem w kwestii Eksodusu.  Przykro mi, że nie mogę Panu więcej pomóc.”
Nigdy nie dowiedziałem się, jak rozwiązał on ten dylemat.
Tzivos Hashem .
To było w czasie Sukot 1980 roku, gdy Rebe zaczął mówić o stworzeniu ruchu młodzieżowego, do którego zapisałyby się dzieci w wieku szkolnym jako „strażnicy” B-skich przykazań.  Ze swoją nieskończoną mądrością i z niezwykłym praktycznym zrozumieniem upodobań współczesnej młodzieży, Rebe przedstawił swa wizję dziesiątek tysięcy żydowskich dzieci na całym świecie, które wstąpić miały do „armii B-ga” i zacząć wspinać się po drabinie stopni wojskowych od szeregowca do generała, wypełniając przy tym micwot (dobre uczynki) i czyniąc dobro.
Pomysł ten został od razu wdrożony w życie.  W Szabat Rebe mówił o swoim nowym pomyśle i jak tylko Szabat się skończył, kilku młodych ludzi Chabadu wyznaczonych zostało na realizację tego projektu.  Uważano, że dobrze byłoby mieć dla organizacji transparent z odpowiednim „militarnym” godłem.
"Idźcie do Schwartza” Rebe powiedział. „On to dla was zrobi.”
Proszę nie zapominać, że był to sobotni wieczór.  Mniej więcej o 10 usłyszałem dzwonek do drzwi, którym zaanonsowali się moi dwaj przyjaciele z Lubawicz, R. Yossi Raichick i R. Mendel Kotlarsky. Po opisaniu szczegółów, o których Rebe mówił wcześniej, poinformowali  mnie, że Rebe czekał na ich powrót, żeby zobaczyć szkic godła, aby można było startować z produkcją broszurek, ulotek, znaczków i naklejek już w niedzielę, co byłoby początkiem Tzivos Hashem.
Słuchałem zupełnie osłupiały.  Poproszono mnie, bym odłożył na bok wszystko, czym się akurat wtedy zajmowałem, aby pomóc w „ruszeniu machiny”.  Zrozumiałem, że ci dwaj wspaniali młodzi mężczyźni nie żartują i że nie mieli żadnych wątpliwości, że mam stworzyć „militarny” motyw.  Pewni byli, że Rebe zaakceptuje ten pomysł.  Czekał na ich powrót.  Obiecali, że wrócą do mnie zaraz po tym, jak Rebe zrobi korektę.
Bez wahania zacząłem rysować heraldyjskiego Chewrona z 5 obwałowaniami, na których  były litery Cade i He – inicjały Tivos Hashem, z hebrajskimi słowami przechodzącymi przez środek panelu.
Litety Cade i He podzielone były po przekątnej i każda litera miała swoje własne tło.  Tłem dla Cade był kolor niebieski z gwiazdami i księżycem symbolizującymi noc, a dla He było to czerwone słońce na żółtym polu, symbolizujące dzień.  Armia B-ga wypełnia micwot w dzień i w nocy przez cały rok.
Posłańcy Kotlarsky i Raichik złapali mój raczej surowy jeszcze szkic i pobiegli zobaczyć się z Rebe.  Było już dobrze po 11.
Mniej więcej o 1 nad ranem wrócili podekscytowani, przekazując mu uwagi Rebe:
1. Ogólnie zadowolony był z kształtu, liternictwa i formatu.
2. Powiedział, że Michel powinien zrezygnować z księżyca i gwiazd z tła do Cade, ponieważ było to  bałwochwalstwo.  Sam niebieski wystarczy.
3. Słońce z czerwonymi promieniami za He przypomina flagę Japonii.  Sam czerwony w zupełności wystarczy.
"Jeśli mógłbym wprowadzić te zmiany, to mogliby od razu wrócić do Rebe i o ile nie byłoby dodatkowych poprawek, to zaraz poszłoby to do druku.”
Poprawiłem szkic, tak jak zaproponował to Rebe i od razu zauważyłem, że znów miał zupełną rację. Naprawdę wyglądało to lepiej i łatwiejsze było do kopiowania, nawet w małych rozmiarach.
Powiedziałem im, że jeśli zajdzie taka potrzeba, nie będę się jeszcze kładł spać, żeby mieć już gotowy „artystyczny aparat” do jutrzejszych zdjęć.
Nie wrócili już do mnie tamtego wieczoru.  Następnego dnia prasy już pracowały, powielając mój surowy szkic.  Niedługo po tym do godła dodano motto Tzivos Hashem „Chcemy Mejasza teraz!” po uprzedniej akceptacji Rebe.  Symbol ten wykorzystywany był przez 10 lat, aż do momentu, gdy zacząłem nalegać, że nadszedł już czas, by w przyszłych powielaniach wykorzystać ukończone już dzieło sztuki..
Dzisiaj godło Tzivos Hashem jest najczęściej powielanym symbolem organizacji żydowskiej w historii.  Ocenia się to na setki milionów przez wszystkie te lata.
W 1989 roku stworzony został kolejny zestaw projektów na różne stopnie żołnierzy w Tzivos Hashem.  Przekazano je również Rebe do akceptacji.  W jednym z projektów znajdował się kwadrat „Luchot” ale nie spotkał się z akceptacją Rebe.   Napisał on, że Luchot symbolizują wszystkie stopnie w Tzivos Hashem i nie można dlatego ograniczać ich tylko do jednego stopnia.
Historia Tizvos Hashem jest zupełnie niezwykła.  Zacząwszy od pracy z kilkoma dziećmi z Crown Heights na Broklynie organizacja gwałtownie rozrosła się do ponad 100 000 dzieci żydowskich od noworodków do dzieci w wieku Bar i Bat Micwy, z przedstawicielstwami w krajach na całym świecie.
W Rosji Tzivos Hashem było bardzo aktywne organizując taki sam system stopni i grup młodzieży jak zostało to zapoczątkowane w Stanach Zjednoczonych.  Zajęcia również związane były z zakładaniem domów dla sierot i maltretowanych dzieci. Jeden miał być dla chłopców i jeden dla dziewczynek, w Dniepropetrowsku, mieście w którym ojciec Rebe, R. Lewi Yitzchak Schneerson, był rabinem i gdzie Rebe spędził swe dzieciństwo.
Synagoga do której chodził kiedyś ojciec Rebe i która w czasach komunistycznych przekształcona została w magazyn, cudownie nabyta została przez Tzivos Hashem kilka lat temu i odremontowana jako sierociniec dla chłopców, nosząc imię żony mego brata i jej zmarłego męża Dr. Wiliama i Esther Benenson, którzy zostali sponsorami tego projektu
Gdy myślę nas osiągnięciami tej organizacji, moje serce napełnia się dumą i czuję się zaszczycony, że poproszono mnie, bym zaangażował się w ten projekt, w chwili gdy Rebe zainicjował tę nową ideę Tzivos Hashem. .
Obraz Tory
Było to kilka lat po tym jak rozpoczęła się działalność Tizvos Hashem, pewnego wieczoru w 1983 roku, gdy Yossi Raichik niespodziewanie pojawił się znów przy drzwiach do mego domu, z nowym projektem niecierpiącym zwłoki, który Rebe ogłosił tego samego dnia.
Całkowicie świadomy podziałów pomiędzy Żydami spowodowanych wojną, Rebe postanowił rozpocząć ogromną kampanię pisania Tory, aby złagodzić napięcia pomiędzy naszymi ludźmi i zjednoczyć Żydów z różnych kręgów przy micwie pisania zwoju Tory.
Rebe chciał, by towarzyszył temu obraz który symbolicznie pokazałby uniwersalność kampanii pisania Tory o tak wielkim zasięgu.
Od razu miałem pomysł na obraz.
Naszkicowałem obraz, który miał przedstawić ideę, że projekt ten nie jest skierowany jedynie do chasydów i ortodoksyjnych Żydów.  Rebe pragnął, by przyłączyli się do niego wszyscy Żydzi, mężczyźni, kobiety i dzieci.
Koszt napisania Sefer Tora obecnie wynosi ok 30 – 35 000 USD.  Maksymalny wkład dozwolony przez Rebe wynosił jednak 1 USD, na zakup jednej litery.  Uczymy się, że każda litera w Torze jest tak samo ważna i jeśli jedna litera zostaje wymazana, zarysowana lub w inny sposób staje się wadliwa, cała Tora nie może być używana aż do chwili, gdy dana litera zostanie naprawiona.  Podobnie uczymy się, że każdy Żyd ma literę w Torze, swoją własna „literę duszy”.  Pomysł Rebe dotyczył podkreślania równości i wagi każdego Żyda i utworzenia więzów jedności pomiędzy nimi, bez związku z ich wychowaniem czy przynależnością.
Książka Lag Baomer – 33-ci Dzień Omeru
Rebe zawsze zachęcał do świątecznych okazji, parad i wieców dla dzieci.  Lag Baomer to wspaniały tego przykład.  Lag Baomer to 33-ci dzień od początku święta Pesach, gdzie Lag odpowiada hebrajskim literom oznaczającym liczbę 33.
Tradycyjnie dzieci zbierają się wtedy w parkach, by tańczyć i śpiewać i spędzić ten dzień, świętując koniec żałoby po tysiącach uczniów Tory, którzy zmarli w tajemniczych okolicznościach w czasach R. Akiwy, podczas pierwszych 32 dni omeru.  Dzień ten również jest rocznicą śmierci – jorcajt – R. Szimona bar Jochaja, autora Zoharu, który prosił, by dzień jego śmierci uhonorować wielkim świętowaniem aż po wsze czasy.
Na całym świecie organizuje się zabawy i przyjęcia.  W kręgach Chabad Lag Baomer to dzień, w którym można zobaczyć cuda, szczególnie w odniesieniu do dzieci.  A kiedy Lag Baomer wypada w niedzielę, Rebe zawsze organizuje galę i paradę dla tysiąca dzieci mającą miejsce w Crown Heights.  To czas karnawału na Brooklynie, z jedzeniem, sklepikami, stoiskami i przejażdżkami dla maluchów.
Rebe osobiście dogląda parady i ma ważne przemówienia dla dzieci.  Przy jednej takiej okazji Rebe mówił do tych amerykańskich chłopców i dziewcząt po rosyjsku przez co najmniej pół godziny.  Byli całkowicie zdumieni, ale słowa te przedostały się za Żelazną Kurtynę, gdzie odtwarzano je raz po raz w kręgach refusników i ukrytych chasydów, którzy walczyli w tym czasie o to, by judaizm tam przetrwał.
Wykorzystując tę popularność Rebe chciał, by wzrosła świadomość Żydów co do wagi Lag Baomer.  Najpierw poprosił emisariuszy na całym świecie, by przysłali zdjęcia z parad wraz z listami od dzieci, które brały w niej udział, aby uwiecznić te wydarzenia.  Wraz z nadejściem odpowiedzi ze wszystkich stron świata w tak wielu językach, usłyszałem znajome pukanie do mych drzwi.
Powiedziano mi, że Rebe pragnął, by zdjęcia i listy wykorzystane zostały do stworzenia albumu.  Tekst miał być jeszcze ułożony.  Co najbardziej palące, materiał miał być zebrany i ułożony w bogaty znaczeniowo i efektowny format.
I tak się narodził Album Parady Lag Baomer.  Ponieważ był to nowy projekt, Rebe osobiście nadzorował jego produkcję.  Ja pracowałem bezpośrednio z R. Yehuda Krinskym, sekretarzem Rebe i dyrektorem PR.
Pamiętam doskonale, że gdy tylko spotykałem Rebe, zawsze mi przypominał: „Żeby książka była gotowa na Pesach.” Oczywiście zapewniałem go, że zrobię co w mojej mocy.  Niektóre miejsca spóźniały się jednak z nadsyłaniem zdjęć parady i listów od dzieci.  Gdy w końcu dotarły prace z dziesięciu czy dwunastu krajów, głównie z północnej Afryki i Bliskiego Wschodu, okazało się, że warto było na nie czekać.
Gdy spotkałem Rebe znów w przededniu święta Pesach w 1982 roku zapytał „Co z książką?” Mogłem zapewnić go, że w końcu książka będzie gotowa na nadchodzące Lag Baomer.  Przed oddaniem materiałów do druku Rebe chciał jeszcze zobaczyć wydrukowany projekt okładki, do którego namalowałem obraz, w którym litery Lag Baomer miały formę tradycyjnego lagbaomerowego ogniska.
W towarzystwie moje drogiego przyjaciela R. J.J. Hechta spotkałem się z Rebe jak tylko z prasy zeszły projekty okładki.  Rebe przyjrzał się obrazowi dokładnie i podziękował mi za (w końcu) dobrze wykonaną pracę.  Od tego czasu nie prosił mnie już więcej o wstępne szkice.  Był widać pewien, że praca będzie dobra.
Po naszym spotkaniu Rebe pobłogosławił mnie i skierował się do wyjścia.  Będąc już przy drzwiach, nagle odwrócił się do mnie i powiedział: „Proszę przekazać  moje błogosławieństwo także pani Schwartz”.  Zawsze podejrzewałem, że ktoś musiał  mu powiedzieć o tych długich godzinach dnia i nocy, które spędziłem przy pracy nad książką.  Ze swoją typową troskliwością. Rebe chciał być pewien, że moja żona , Josepha, otrzyma błogosławieństwo, na które tak bardzo zasłużyła.
Kielich Eliasza
Podczas gdy wraz z żoną mieszkaliśmy w Jerozolimie przez pięć lat (1984-1989) kilku lokalnych dobrze znanych złotników zwróciło się do mnie, proponując bym projektował żydowskie przedmioty rytualne.  Mówili o wielu przedmiotach potrzebnych do różnych uroczystości religijnych, twierdząc, że nowe pomysły byłyby jak najbardziej oczekiwane.
Opierałem się jednak, ponieważ nie chciałem stwarzać projektów których nie mógłbym sam wykonać z odpowiednich materiałów.
Pewnego dnia, podczas Targów Sztuki Żydowskiej w Jerozolimskim hotelu Hilton, gdzie wystawiałem swe prace wraz z 70 innymi artystami, zatrzymałem się przy stoisku, które zwróciło moją uwagę.  Była to ekspozycja „Netafim” wykonana przez Braci Netaf z Jerozolimy.
Eli Netaf zapytał, dlaczego nie zainteresowany jestem tym polem działalności.  Moje projekty były unikalne.  Sposób w jaki wykorzystywałem litery szeroko znany, a każdy projekt, który bym stworzył, zostałby przez niego wiernie odtworzony, bez względu na to, jak bardzo byłby skomplikowany.  Był to bardzo mocny argument.
Powiedziałem, że o tym pomyślę, utwierdzając się jednak w przekonaniu, że jeśli bym się na to decydował, to projekt przeze mnie stworzony, byłby tylko na moją wyłączność.  Zgodziliśmy się, że oni będą mieć prawa na produkcje projektów zapewnione kontraktem, ale ja zatrzymałbym niezależne prawa to sprzedaży produktu.
Tego popołudnia wraz z żoną pojechaliśmy odwiedzić kuzyna i naszego drogiego przyjaciela, który przebywał w szpitalu w Petach Tikwa.  Gdy cierpliwie czekaliśmy w poczekalni, wyjąłem swój nieodłączny ołówek i kartkę i naszkicowałem projekt „Kielicha Eliasza”, „Kielicha Kielichów” żydowskich ceremonii.
Kielich Eliasza to specjalnie udekorowany kielich używany podczas sederu pesachowego, który wypełnia się aż po brzegi słodkim winem.  Zwykle zrobiony jest ze srebra lub nawet ze złota.  Nikt z tego kielicha nie pije, prócz proroka Eliasza, na którego czeka się z niecierpliwością podczas sederu, gdy przychodzi odwiedzić każdy dom i przynieść ma słowa o długo oczekiwanym przyjściu Mesjasza i wyzwoleniu Żydów od wszelkiej nienawiści i prześladowań.
Zaprojektowanie tego kielicha było wielkim wyzwaniem.  Chciałem stworzyć coś wyjątkowego, w swoim własnym stylu i kształcie, co składałoby się z liter opowiadających historię Eliasza.  Naszkicowałem kielich, na który składał się „ekran” liter otaczających cylindryczny kielich, ustawiony na eleganckiej podstawce.
Werset, który wybrałem, był pieśnią pochwalną na cześć Eliasza, napisaną kilka wieków temu przez nieznanego poetę, który wyrażał tęsknotę za Mesjaszem.  Śpiewa się go w domach na całym świecie, w sobotni wieczór, gdy kończy się Święty Szabat i rozpoczyna się nowy tydzień.
Pamiętam tę piękną ceremonie z naszego domu, który był zdecydowanie tradycyjny, której przewodził mój ojciec w obecności całej rodziny, mojej matki, czterech sióstr i dwóch braci.
Hawdala recytowana była przez mojego ojca przy tradycyjnej melodii.  Moja młodsza siostra trzymała splecioną świecę Hawdalową z pszczelego wosku najwyżej jak mogła „by poślubiła wysokiego narzeczonego”.  Błogosławieństwo nad wonnościami zostawało odmówione i Szabat był oficjalnie zakończony.
Po tej pięknej ceremonii wszyscy włączaliśmy się do śpiewani pieśni, bo byliśmy rodziną pobłogosławioną talentem muzycznym.  Naszą ulubioną pieśnią, która była najbardziej harmonijna, było „Eliasz prorok, Eliasz Tiszbi, Eliasz Giladi, by nadszedł szybko wraz z Mesjaszem, synem Dawida.”  To był właśnie ten hymn, którego słowami chciałem udekorować „Kielich Eliasza”.
Zaprojektowany z czystego srebra ze złoceniami kielich był dokładnie odtworzony przez złotników Braci Netaf.  I tak narodził się nowy styl w judaikach.  Przeszło to  moje własne oczekiwania.  
Mniej więcej dwa miesiące później mój brat Mosze, który przez wiele lat pomagał mi w szukaniu wersów i sprawdzał odpowiedniość moich projektów i obrazów o tematyce żydowskiej, był w Ameryce z wizytą.  W jasną i słoneczną niedzielę postanowił odwiedzić Lubawiczer Rebe, którego znał przez wiele lat, jako rekrut poprzedniego Rebe, R. Josepha Isaaca Schneersohna, i członek jednej z pierwszych grup emisariuszy Chabadu w miastach na terenie Stanów Zjednoczonych.  Zasugerowałem, że powinien wziąć ze sobą Kielich Eliasza, by pokazać go Rebe.
Po przybyciu i po otrzymaniu błogosławieństwa i 28 nowiuteńkich jednodolarówek dla swych 28 wnuków, pokazał on Rebe „Kielich Eliasza”.  Rebe przyglądał się kielichowi dokładnie, podczas gdy Mosze opisywał jego elementy i projekt.  Wtedy Rebe zapytał: „Nu, czy Michel już je produkuje?”
Na co Mosze odpowiedział: „Nie, jeszcze nie.  To jest prototyp i na razie jest to jedyny egzemplarz.”
Rebe obejrzał znów kielich i zapytał: „Nu, jeśli to jest jedyny egzemplarz, czy zostanie dla mnie?”
Teraz trzeba coś dokładnie wyjaśnić.  Rebe złamał wtedy zasady protokołu. O ile wiadomo, Rebe przez ponad 35 lat nigdy nie prosił o prezent.  Często dawano mu prezenty, jak można sobie wyobrazić, ale to był pierwszy raz, gdy Rebe o prezent poprosił!  I publicznie poprosił o :Kielich Eliasza.
Mosze był bardzo zaskoczony taką prośbą i nieco zawstydzony.  Nie znajdując słów, powiedział, że niestety nie może zostawić Kielicha u Rebe „ponieważ Michel nie powiedział, bym tak uczynił.  Na pewno jednak doceni on błogosławieństwo od Rebe.”
Ze wspaniałym uśmiechem Rebe dał swoje błogosławieństwo i życzył Moszemu bezpiecznej podróży do Izraela.  Podekscytowany Mosze przyjechał z powrotem d mojego domu. „Michel, nie uwierzysz co się stało!!” oznajmił i opowiedział mi wszystko ze szczegółami.  Miał rację.  Nie mogłem uwierzyć, że Rebe poprosił o „prezent” tak bezpośrednio.
Wiadomo było, że każde publiczne spotkanie Rebe z  gośćmi i odwiedzającymi nagrywane jest na taśmy wideo. Taśmy są datowane i każdy może zamówić sobie kopię.  Natychmiast zadzwoniliśmy żeby dowiedzieć się, czy można nabyć taśmę z rozmową z Moszem.  Tak jak przewidywaliśmy obiecali, że taśma z rozmową będzie do odbioru przed 3 tego samego popołudnia.  Mosze z powrotem pognał do Crown Heights, do centrum fotografii i nagrań wideo i zakupił trzy kopie spotkania.  Potem szybko przyjechał znów do mnie.
Od razy obejrzałem nagrania i z wielką osobistą satysfakcją stałem się świadkiem tej niezwykłej historycznie okazji, gdy Rebe osobiście i publicznie poprosił, by kielich, który ja zaprojektowałem, stał się jego osobistą własnością.
Po obejrzeniu nagrania co najmniej 10 razy nie miałem wątpliwości, że życzenie Rebe powinno zostać spełnione i wymyśliłem plan, który pozwolić miał mi je wykonać.  Skontaktowałem się ze dawnymi i lojalnymi sponsorami mojej pracy, Belle i Jacobem Rosenbaum z Monsey w Nowym Jorku i opowiedziałem im, co się wydarzyło.  Odpowiedzieli z zaskoczeniem i niedowierzaniem - „Niemożliwe! Nigdy coś takiego nie miało miejsca!” Zaproponowałem, że do nich podjadę i pokażę im taśmę.
Belle i Jack z niecierpliwością czekali na nagranie.  Po kilku minutach rozmowy włączyłem taśmę.  Ich reakcja była dokładnie taka, jakiej się spodziewałem.  Wyrazili chęć zapłacenia za „Kielich” i własnoręcznie chcieli go wręczyć Rebe, tak szybko jak to możliwe.
Zamówili też drugi „Kielich” do swojej własnej kolekcji, za który mieli mi zapłacić równowartość moich kosztów.  Zaakceptowałem ich propozycję, z zastrzeżeniem, że moja żona , Josepha i ja towarzyszyć im będziemy przy wręczeniu Rebe „Kileicha”.”
Niezależnie od tego jak długo zna się Rebe, niezależnie od tego ile razy się go widziało, podekscytowanie kolejną wizyta u tego wielkiego człowieka jest zawsze wyjątkowe.  Tym razem znaczenie miała data, ponieważ zbliżał się Pesach i urodziny Rebe, Jud Alef nisan, 11 dzień miesiąca nisan, miały mieć miejsce za dwa tygodnie.  Rebe nie podejrzewał, że mieliśmy zamiar spełnić jego życzenie i „zostawić mu Kielich Eliasza”.
Gdy Rosenbaumowie, Josepha i ja podeszliśmy do Rebe, przejąłem inicjatywę i powiedziałem, że szczęśliwy jestem, że mogę spełnić jego prośbę i podarować mu Kielich Eliasza w prezencie, co możliwe jest dzięki Belle i Jackowi Rosenbaum.  Przedstawiłem Rosenbaumów, moją żonę i siebie jako partnerów w ofiarowaniu Kielicha i podałem go Rebe.
Nigdy nie zapomnimy tej chwili, gdy Rebe przyjął podarunek z uśmiechem i postawił go na stole.
Następnie pobłogosławił nas, każdego z osobna.  W oczach Belle i Jacka pojawiły się łzy, gdy Belle opowiadała o ich długoletnim wspieraniu programów Lubawicz.  Jack był prezydentem Bris Avrohom, organizacji, która przeprowadzała rytuał obrzezania dla tysięcy rosyjskich imigrantów, którzy nigdy nie mieli Bris w Związku Radzieckim za czasów komunistycznych.  Bris Avrohom, pod przewodnictwem R. Mordechaia Kanelsky'ego i Rebecyn Shterna był założony z inicjatywy Rebe, gdy tysiące nowych imigrantów z Rosji zaczęło osiedlać się w Ameryce.
Przez kilka lat po podarowaniu Rebe Kielicha zastanawiałem się, co się z nim stało.  Miałem nadzieję, że może używał go przy sederze, ale nigdy nie usłyszałem nic na ten temat.
Otrzymawszy błogosławieństwo od Rebe dla każdego z nas z osobna, oraz dla naszych dzieci i wnuków, wyszliśmy z uczuciem wszechogarniającego zadowolenia, mając zaszczyt podarowania Rebe prezentu na 86-te urodziny.
One day, it happened that I had to enter the hospital for an angioplasty procedure. I decided to stop in at 770 to ask Rabbi Groner to mention this to the Rebbe and ask him for a blessing on my behalf.
Pewnego dnia okazało się, że muszę zgłosić się do szpitala na zabieg.  Postanowiłem zatrzymać się przy 770, by poprosić R. Gronera, by wspomniał o tym Rebe i poprosił go o błogosławieństwo dla mnie.  Gdy przyjechałem na 770, R. Groner był u Rebe.  Było to niedługo po tym, jak Rebe dostał zawału w adar 1992.  Gdy czekałem aż R. Groner wyjdzie z pokoju Rebe, zacząłem rozmowę z jednym z chasydów, którzy pełnili dwudziestoczterogodzinną wartę jako część pogotowia ratunkowego Hatzala , by być w zasięgu ręki w chwili nagłego wypadku.
Wartę pełnił w tym czasie stary przyjaciel, Leible Bistritsky.  W rozmowie powiedział: „Wiesz Michel, ten Kielich, który daliście Rebe, od kiedy Rebe zachorował, stoi na jego małym okrągłym stoliku przy łóżku dzień i noc.  Nie przesuwa się go w ogóle, a wiesz, my jesteśmy u niego 24 godziny na dobę.
Byłem zupełnie zaskoczony.  Pierwszy raz usłyszałem o losach mojego „Kielicha Eliasza”.
Nie wiedziałem co powiedzieć.  Wtedy R. Groner wyszedł z pokoju Rebe.  Podążyłem za nim do biura, małego bocznego pokoju, gdzie spędzał dnie i noce spotykając się dosłownie z tysiącami ludzi, chasydami, sympatykami, dygnitarzami, którzy pragnęli błogosławieństwa Rebe.
Powiedziałem R. Gronerowi o nadchodzącym zabiegu i podałem mu kartkę ze swoim hebrajskim imieniem i imieniem mojej  matki, które musiały być wymienione w błogosławieństwie.
Potem powiedziałem: „Przy okazji, Biritsky właśnie wspomniał, że odkąd Rebe jest chory, kielich stoi obok niego dzień i noc i nigdy nie jest poza zasięgiem jego wzroku.  Czy to prawda?”
R. Groner spojrzał na mnie, pogładził swą szarą brodę i odpowiedział: „Nie, Michel.  Nie od chwili gdy zachorował.  Twój kielich stoi w jego pokoju od czasu, gdy mu go podarowałeś, od ponad 4 lat.”
Przez chwilę nie mogłem wydobyć głosu.  R. Groner mówił dalej: „Poza tym, ten mały okrągły stół na którym stoi kielich to drewniany stolik który osobiście został wykonany przez Rebe Maharasza.” Rebe Szmuel, znany jako Maharasz, był czwartym Rebe Lubawiczów.  Zdaje się, że wiele wycierpiał w życiu z powodu chorób.  Polecono mu, żeby zajął się stolarką jako formą terapii i jedną z prac jakie ukończył był ten stół.  Przekazano go Rebe po wojnie, w Paryżu, przez potomków Rebe Maharasza.
R. Groner dodał również, że były tam też dwie laski, które opierały się o stół.  Jedna należała do słynnego R. Lewiego Jicchaka z Berdyczewa a druga do Rebe Raszaba, R. Szoloma Dowbera, piątego Rebe Lubawiczów.  Słuchałem bardzo dokładnie, nie mówiąc ani słowa.  Zdumiony byłem, że mój Kielich Eliasza dołączył do tak ważnego towarzystwa.  Podziękowałem R. Gronerowi za przyjęcie mojej prośby o brocho i zaraz po tym wyszedłem.
 „Gdy nadejdzie Mesjasz.”
"... A teraz Michel, chcę abyś namalował kolejny obraz... jak świat będzie wyglądać, gdy przyjdzie Mesjasz!”
To historyczne „zamówienie” został mi złożone tymi prostymi słowami w jidysz w niedzielę 24 września 1989 roku.
Stałem tam, nie mogąc znaleźć słów, zupełnie zaskoczony, ale bez wahania przyjąłem to niespodziewane i bezprecedensowe zamówienie.
W ciągu 45 lat, gdy pracowałem z Rebe, nigdy nikogo nie poprosił o nic w tym rodzaju.  Nie było nad czym się tam zastanawiać.  To było całkowicie niezwykłe.
Wątpię czy kiedykolwiek podobną prośbę złożono innemu artyście w całej historii żydowskiej i to wypowiedzianą przez Rebe lub innego szanowanego religijnego przywódcę.
Żydowska tradycja ogólnie nie pozwala rabinom zamawiać obrazów z żadnego powodu.  Nigdzie w Torze, w opisach Przybytku czy Świątyni nie ma mowy o artystach dekorujących te publiczne  gmachy malunkami, mozaikami czy rzeźbami.
Becalel i Oholiaw otrzymali od B-ga szczegółowe opisy, jak zrobić święte narzędzia, zasłony i sprzęty Świętego Sanktuarium, Przybytku, ale nie ma wzmianki o sztuce dla celów dekoracyjnych lub dla edukacji.  Nie ma również wzmianki o takich szczegółowych zamówieniach graficznych w późniejszych pismach Mędrców.
A jednak tutaj znalazł się święty uczony, podziwiany przez miliony Żydów na całym świecie za swą mądrość i intelekt, który poprosił mnie o stworzenie scenariusza, jak świat będzie wyglądał, gdy nadejdzie Mesjasz.
Nawet bardziej zaskoczony zastanawiałem się dlaczego Rebe poprosił właśnie mnie?  W świecie żydowskim było teraz wielu docenianych artystów z niezwykłymi zdolnościami do szczegółowych ilustracji, znajomością anatomii, wyobraźnią i wszystkie te talenty potrzebne były do stworzenia takiej sceny.  Dlaczego ja?
Przyjąłem to wyzwanie od razu i podziękowałem Rebe, gdy dał mi pięć jednodolarówek wraz ze swym błogosławieństwem.  Przez całą drogę do domu, w samochodzie, myślałem o tym niesamowitym zadaniu, które mnie czekało.  Naprawdę nie wiedziałem co zrobić.
Najpierw, postanowiłem, że muszę poradzić się dwóch ludzi, którzy byli  bardzo blisko Rebe i być może mogli mi zasugerować, co Rebe mógł mieć na myśli.  Być może dać jakąś wskazówkę, co do elementów lub wyglądu obrazu.  Cokolwiek.  Musiałem z nimi porozmawiać.
Znów przyszedłem do 770 tego samego popołudnia, podejrzewając że „dolary” już się skończyły i że R. Groner był u siebie w biurze.  Przyszedł gdzieś koło piątej.  Tak jak myślałem, czekała tam kolejka ludzi, którzy chcieli dać R. Gronerowi kartki z różnymi prośbami do Rebe, o jego błogosławieństwo, o odpowiedź na pytania czy problemy. Zadzwoniłem z zewnętrznego automatu bezpośrednio do R. Gonera.  Zasugerował bym natychmiast podszedł do drzwi jego biura, zapukał i wszedł, żeby mógł się ze mną spotkać.  Tak też zrobiłem i od razu poprosił mnie, bym wszedł do jego biura.
"Przyszedłem” powiedziałem, „ze względu na moja rozmowę z Rebe, której był rabin świadkiem.  Miałem nadzieję, że może rabin podpowie mi coś w tej sprawie.  Proszę mi coś powiedzieć.”
"Michel” odparł, „Jestem tak samo zaskoczony jak ty.  Jeśli jednak Rebe poprosił cie o taki obraz, to znaczy, że jesteś wystarczająco genialny, żeby to zrobić.” A potem dodał ponurym głosem: „Więc zrób to!”
Zrozumiałem, że R. Groner nie porozmawia z Rebe, ani też nie odpowie mi w bardziej szczegółowy sposób.  Naciskanie go w tej sprawie wydawało się bezcelowe.  Podziękowałem mu i powiedziałem, że odezwę się, jak tylko wymyślę, jak podjąć się tego zadania.
Poszedłem odwiedzić potem mojego dobrego przyjaciela i miłośnika R. Jacoba J. Hechta.  Na szczęście tkwił wciąż przy swoim biurku w biurze Narodowego Komitetu na rzecz Rozwijania Żydowskiej Edukacji, mieszczącym się o jedną przecznicę dalej od Eastern Parkway.  Wszedłem do niego i od razu powitał mnie słowami: „Więc Rebe rzucił ci podkręconą piłkę, a ty masz ją odbić po mistrzowsku! Nie ma innej możliwości.” Zapytałem go, co jego zdaniem Rebe miał  na myśli.
"Posłuchaj” powiedział. „Rebe wie czego chce, wiec proponuję, żebyś napisał do niego list, w którym zapytasz go, jak to on sobie wyobraża, a ja zrobię co w mojje  mocy, żeby list do niego dotarł.  Na pewno odpowie ci od razu.”
Wtedy zrozumiałem, że żaden chasyd nie będzie mieć tyle odwagi, by zinterpretować taką prośbę Rebe. „Yankel” powiedziałem, „doceniam twój gest, ale ci podziękuje.  Chyba muszę to rozwiązać sam.”
Tak jak powiedział R. Groner, jeśli Rebe we mnie wierzył, to będę mógł sam rozwiązać ten problem.
Od razu wyobraziłem sobie obraz podobny do portretu, ale na większą skalę.  Obraz, w którym zawierałyby się odniesienia z Tory, Proroków, Pism, Miszny, Talmudu i Mędrców, wszystkie proroctwa  nadejściu Mesjasza.
Zamknąłbym ten obraz w 304 805 literach, co odpowiada dokładnej liczbie liter w Torze.  Byłoby to bardzo duże dzieło.  Litery miały mieć centymetr wysokości, płótno 160 na 140 centymetrów.  Na płótnie pokrytym literami pojawiłyby się ilustracje odnoszące się do proroctw.
Wyobraziłem sobie monumentalne dzieło sztuki, które będzie powstawać latami.  Po prostu wiedziałem, byłem pewien, że moje poszukiwania się zakończyły.
Był piątek po południu, jedyny dzień w tygodniu, gdy R. Groner opuszcza Rebe i przygotowuje się do Szabatu.  Jedyny dzień, gdy mogłem zastać go w domu.  Tak też zrobiłem.
R. Groner odebrał telefon, a ja podekscytowany opisałem mu, jak obraz będzie wyglądać.  Powiedziałem, że chcę zacząć pracę jak najszybciej.  Potem poprosiłem go, o umówienie mnie na wizytę u Rebe w niedzielę. „Przyjdź o 1:30” powiedział.
W niedzielę o 1:30 przecisnąłem się przez tłumy prosto do Rebe.  Gdy się zbliżyłem Rebe rozpoznał mnie i uśmiechnął się swym zniewalającym uśmiechem i uścisnęliśmy sobie dłonie. Pochyliłem się nad nim i powiedziałem w jidysz: „Rebe, mam pomysł na obraz, o który mnie prosiłeś.”
Zanim mogłem mówić dalej, spojrzał na mnie i powiedział: „Ale powinno się składać z bardzo wielu liter, żebyś mógł zarobić z tego mnóstwo pieniędzy i dać mnóstwo cedaki!”
Zdumiony R. Groner, z wyciągniętymi obiema rękami mówił: „Michel, tak właśnie mówiłeś! Tak właśnie mówiłeś!”
Wtedy odpowiedziałem Rebe: „obraz będzie się składać z 304,805 liter.”
Od razu odpowiedział: „To dokładnie tyle ile jest liter w Torze!”
Mówiłem dalej: „Litery opisywać będą, poprzez fragmenty z Tanachu, Miszny, Talmudu i innych źródeł jak świat będzie wyglądać, gdy nadejdzie Mesjasz.  Zilustruję te proroctwa w tle.”.
Znów otrzymałem od Rebe błogosławieństwo i dolary na cedakę.  Wychodziłem od niego jako niezwykle szczęśliwy człowiek.  Zrozumiałem że naprawdę wpadłem na ten sam pomysł, jaki Rebe miał na myśli.
Wtedy rozpoczęła się praca.  Najpierw trzeba było zebrać tysiące odniesień do Mesjasza, które potrzebowałem na tło obrazu.  Do tego zadania pobłogosławiony zostałem bratem, uczonym w  Torze, który sam studiował w jesziwie Lubawicz, oraz w Tora VaDaat i Yeshiva University.  Bez jego poświęcenia i pomocy zupełnie bym się zagubił.
Nigdy  nie byłbym w stanie znaleźć, wyłowić i udokumentować tak wielkiej ilości materiału, który musiał być przejrzany i przetranskrybowany. Nie tylko poświęcił on noce na to zadania, ale również przeszukał ogromne ilości źródeł w Stanach Zjednoczonych i w Izraelu, w dużej mierze przy pomocy centrów komputerowych.  Trzeba mu przyznać, że w 1992 roku archiwa komputerowe nie były tak kompletne jak to ma miejsce dzisiaj i było to  niezwykle trudne zadanie.
Gdy on dawał mi odbitki tekstu, począwszy od Izajasza, ja przepisywałem je bezpośrednio na płótno. Zajęło nam to prawie cały dzień, by rozwinąć płacthę delikatnego, ręcznie robionego  papieru, rysując 7 linii mieszczących się w powierzchni o 5 centymetrach, szerokość płachty wynosiła ,190 cm, a głębokość 122 cm.
Ustaliliśmy matematycznie liczbę linii potrzebnych do napisania 304 805 liter, mnożąc liczbę liter w linii przez liczbę linijek na płótnie.
Postanowiłem użyć mechanicznego pióra z niezwykle cienką stalówką ze stali nierdzewnej.  Tusz, którego użyłem był najlepszej jakości, importowany z Windsor-Newton z Anglii.  Kluczem do sposobu w jaki pisałem litery było rysowanie otwartych lub obrysowanych liter.  Jeśli po prostu użyłbym pióra do kaligrafii, cała strona wyglądałaby jak jeden czarny kleks.  Pisząc metodą obrysowywania uzyskałem efekt szarego koloru i zaplanowałem podkreślić niektóre słowa poprzez zwiększenie ich rozmiaru.
W odróżnieniu od artystów z zamierzchłych czasów, którzy dofinansowywani byli przez galerie lub patronów, ja musiałem finansować się sam.  Zwykle zaczynałem przepisywanie manuskryptów pod koniec dnia, około 4 lub 5, pracowałem przez całą noc.
Niezależnie od wszystkiego, zajęło  mi to ponad 2500 godzin pracy.  Gdy poinformowałem Rebe, że obraz jest już prawie gotowy, poprosił, by ukończony został na jego 90 urodziny.
W końcu obraz nie miał 304 805 liter jak to sobie wyobrażałem, a 387 000.
Jako przypis pragnąłbym dodać, że obraz Mesjasza przyczynił się do nawet bardziej ambitnego projektu na ten rok.  Namaluję obraz, który zawierać będzie wszystkie moje mikrografiki.  Namaluję obraz, którego tło składać się będzie z mniej więcej miliona liter.  Mam zamair namalować obraz o Jerozolimie, zapisując każda wzmiankę o Jerozolimie z Tanachu, Miszny, Talmudu i późniejszych pism rabinicznych, wzmianki uczynione przez pisarzy, mędrców, poetów, filozofów, historyków i archeologów.
Badania do tego projektu już się rozpoczęły.  Gdy tekst do obrazu będzie już gotowy, z pomocą Haszem, mam zamiar namalować na nim historię narodu żydowskiego.

DrukujEmail