Zwiazek-Małżeństwo-Duchowieństwo

Jak mieć zwycięskie małżeństwo?

Jak mieć "zwycięskie" małżeństwo
I dlaczego krytykowanie nigdy nie pomaga
Miriam Adahan*
Piątek, 12 lutego 2010
Nawet w najlepszych małżeństwach, zachowanie małżonka może być czasami irytujące. Liczne studia dowiodły, że krytykowanie małżonka za pewne zachowanie spowoduje intensyfikację tego zachowania. Na przykład, jeżeli mężczyzna krytykuje swoją żonę za to, że ma nadwagę, prawdopodobnie ona przybierze jeszcze na wadze. Jeśli ona krytykuje go za to, że nie spędza z nią czasu, prawdopodobnie będzie spędzał jeszcze więcej czasu bez niej. Dzieje się tak, ponieważ ludzie, którzy pielęgnują swoją niezależność i chcą ochronić swoją tożsamość zrobią odwrotnie niż wymagają tego od nich inni, jako sposób powiedzenia: "Nie możesz mnie kontrolować!" Na dodatek, osoba, która czuje się zraniona przez krytycyzm może chcieć – świadomie bądź nieświadomie – zranić w odwecie kogoś, sygnalizując: "Odegram się na tobie za zranienie mnie robiąc to, co wiem, że ciebie rani". Jednakże, bez względu na to jak dużo ludzie słyszą, że krytycyzm jest nieproduktywny, większość będzie kontynuowała krytykowanie lub używała innych "taktyk kontroli" by zmusić swoich małżonków do zmiany.

Czytaj dalej

DrukujEmail

Czy wystarczy miłości dla dwojga?

Czy wystarczy miłości dla dwojga?
Oczekiwanie na nasze drugie dziecko
Myślałam, że druga ciąża będzie prosta
jak zmiana mokrej pieluchy. Wytrzeć, nasmarować kremem, zapiąć i odesłać małą. Robiłam to milion razy, dlaczego teraz miałoby być inaczej? Dlaczego kolejna ciąża miałaby być inna?
Jak wie każda matka więcej niż jednego dziecka moje przypuszczenia były całkowicie błędne. Zdałam sobie sprawę, że dokładnie tak, jak każde dziecko ma inną duszę, twarz, osobowość, tak też daje swojej matce inną ciążę.
W mojej ostatniej ciąży pierwszy trymest był koszmarem. Trzy pełne miesiące było mi niedobrze i z trudem znajdowałam siły, żeby zajmować się moją dwuletnią córką. Wyglądało to jakbym miała dziesięć sekund, żeby nacieszyć się faktem oczekiwania na dziecko, a potem, bez ostrzeżenia, dopadał mnie fizyczny dyskomfort. Doświadczałam wcześniej nudności, ale to nie przypominało niczego, co dotąd przeżyłam i zupełnie nie miałam nad tym kontroli. Przebrnęłam jakoś przez te pierwsze trzy miesiące, ale zamieniłam się z kogoś, kto czuł się błogosławiony, w hormonalny wrak, który zastanawiał się, czy jest gotów na kolejne dziecko.

Czytaj dalej

DrukujEmail